"Wolny człowiek idzie do nieba taką drogą, jaka mu się podoba". O "Dobrym miejscu do umierania" W. Jagielskiego
Jak zawsze, gdy
jestem niezadowolony z lektury, recenzja będzie dość krótka. Muszę przyznać, że
po raz pierwszy reportaż mnie znudził. Wróć, może nie tyle znudził, co „nie
porwał”, nie zaintrygował, nie pochłonął całkowicie.
Tyle dobrego
słyszałem o Wojciechu Jagielskim (nie, nie tym wampirze), a tu taki numer.
Mógłbym zwalić winę na zmęczenie, rozkojarzenie, pewien nadmiar podobnych
treści w ostatnich tygodniach… a jednak, moja uwaga, co rusz uciekała w inne
rejony niż na Kaukaz.
Rzecz jasna Dobre miejsce do umierania, zbiór
historii z republik kaukaskich (podległych i nie), to lektura ze wszech miar godna
uwagi. Doceniona, nagradzana (jeśli dobrze pamiętam), opatrzona komentarzem samego
Ryszarda Kapuścińskiego. To powinno mówić samo za siebie, jednak ja czułem pewien
niedosyt. I proszę mi nie wmawiać, że powinno mnie to zachwycić… Bo nie zachwyciło.
I trudno.
Na styku wielkich
mocarstw i religii, w miejscu, które upodobali sobie władcy chaosu, gdzie nowe
pokolenia karmi się chlebem przygotowanym z ludzkiej krzywdy, przesuwały i
przesuwają się pewnie w dalszym ciągu tryby życia bohaterów książki
Jagielskiego. To ludzie zarówno wyjątkowi, jak i zwykli, nie wyróżniający się. Dyktatorzy,
sklepikarze, żołnierze, mieszczanie i chłopi. Wojna dotyka każdego niemal po równo.
Jak ruletka. Rosyjska.
Te niewielkie
narody wojują ze sobą od wieków. Nikt nie wie dlaczego i od kiedy. Wymawiają
się różnymi zaszłościami, religią, konfliktami aktualnymi czasem od tysiąca
lat.
Od czasu
„wyzwolenia” spod panowania Moskwy, nie potrafią zebrać się do kupy, zjednoczyć
i działać wspólnie. Inna rzecz, że Federacja Rosyjska nie lubi, gdy ktoś chce czmychnąć
spod jej ochronnego płaszcza i robi wszystko by – oficjalnie lub nie – dalej mieszać
we wschodnim kotle. Tu nie uda się uciec od politycznych wybiegów.
A jednak walczą - ostatkiem sił, z przeważającym wrogiem, ze sobą i z tamtymi. Niczym Leonidas ze swymi wojskami, to znów jak lis, chytrze i przebiegle. Łamią sojusze, zabijają kobiety i dzieci, palą, gwałcą i rabują. Rzucają wszystko i idą na wojnę, bo innego świata nie znają.
Dobre miejsce do umierania napisano sprawnie,
na tyle na ile to możliwe bezbłędnie. Zgodnie ze sztuką reportażu. Dlaczego więc
mnie nie ruszyło? Wiele czytałem ostatnio o ludzkiej krzywdzie. Piszą o niej
reportażyści, mówią o niej radiu,
pokazują ją w telewizji. To niesamowite, fascynujące i straszne zarazem ile zła
potrafimy wyrządzić sobie nawzajem. To dzieje się nie tylko na Kaukazie, to nie
tylko Karabach, nie tylko Armenia, Osetia Południowa czy Kosowo. To cały świat.
Może więc się uodporniłem? Nie, Jagielski co rusz wstrząsał mną do głębi.
A jednak nie czytałem
tego „jednym tchem”, raczej posapywałem podczas lektury, chwilami dostawałem zadyszki,
ale równie często wzdychałem od niechcenia. Po Dobre miejsce do umierania sięgnę jeszcze nie raz, by zweryfikować
swoją ocenę. Świeży i wypoczęty, bez zbędnych myśli przystąpię do lektury, bo
jestem niepocieszony tym, że jedna z ikon polskiego reportażu, nie potrafiła
przykuć mojej uwagi „jak należy”.
Dobre miejsce do umierania
Wojciech Jagielski
Wyd. Historia
i Sztuka, 1994
Stron: 238
Krzysztof Chmielewski
Komentarze
Prześlij komentarz